Czego lekarze nie wiedzą o żywności, a żywieniowcy o leczeniu

Zwykły wpis

Obiecałem drugą, nieżywieniową część komentarza do wywiadu z panią profesor Cichosz i obietnicy dotrzymuję. Chciałbym jednak na początku zastrzec, że nie towarzyszy mi, jak przy komentowaniu dr Marii Grodeckiej, przyjemność ujawniania oczywistych sprzeczności. Osobiście mam nadzieję, że pani profesor jest rzetelnym i dobrym naukowcem i dydaktykiem. Nigdy jej nie spotkałem, więc nie mam możliwości zweryfikowania tych poglądów, wiem tylko, że jest autorką licznych publikacji z zakresu technologii i biotechnologii mleka. Publikacji technicznych.

W niedawnym wywiadzie pani profesor, jak się zdaje, nieco się rozpędziła i, być może pod wpływem chwilowego wyswobodzenia się ze ścisłych zasad publikacji naukowej, popłynęła nurtem zmąconym spiskowymi teoriami i argumentami popartymi słowem harcerza. Zobaczmy, co z tego wyszło.

Środowisko lekarskie jest podzielone na dwa fankluby: masła i margaryny. Z tą różnicą, że fanklub margaryny dostaje ogromne środki na propagowanie swoich idei, natomiast fanklub masła nie ma tych środków i nie ma siły przebicia.

Znam osoby, które uważają, że spożycie mleka (za którym w dalszej części wywiadu opowiada się pani profesor) jest wysoce niezdrowe i propagowane tylko przez mleczarnie, które łożą ogromne pieniądze na zachęcanie ludzi do picia mleka i propagowanie jego zdrowotności. Mleczarnie te produkują także masło. Skoro więc dysponują takimi ogromnymi zasobami na promocję „zabójczego mleka”, czemu nie próbują w ten sam sposób propagować zdrowego masła?

W wielu szpitalach organizowane są comiesięczne sympozja poświęcone przekonywaniu do prozdrowotnych właściwości olejów i margaryn.

Ma ktoś znajomych lekarzy? Czy jego znajomi byli na takich spotkaniach? Pozwolili sobie mózg wyprać??

Tymczasem zachorowalność na miażdżycę nie maleje, ale za to ponad 4-krotnie w ciągu ostatnich 40 lat wzrosła zachorowalność na nowotwory. Poza tym lawinowo wzrasta zachorowalność na schorzenia neurologiczne. Wyniki badań epidemiologicznych są nie do podważenia. Wszystkie wymienione schorzenia to cena za ogromne zyski firm produkujących oleje i margaryny.

Szczególnie zainteresowało mnie pogrubione stwierdzenie. Jeżeli jestem w błędzie, to bardzo proszę jak najszybciej mnie z niego wyprowadzić. Uczono mnie jednak, że choć badania epidemiologiczne są niezwykle ważne przy dopuszczaniu jakiejś substancji do spożycia przez człowieka, to jednak nie da się za ich pomocą jednoznacznie wykazać działania danej substancji na organizm. Dzieje się tak dlatego, że nakładają się na siebie różne czynniki – środowisko i sposób życia danej osoby, interakcje interesującej nas substancji z innymi substancjami żywności czy, ewentualnie, zażywanymi lekami. Powstrzymałbym się więc od stwierdzenia, że badania epidemiologiczne są nie do podważenia.

Badania różnych ośrodków naukowych, krajowych i zagranicznych, nie pozostawiają wątpliwości, że nowotwory są generowane przez wtórne produkty oksydacji olejów roślinnych oraz przez margaryny. Oczywiście to niejedyna przyczyna nowotworów, ale moim zdaniem podstawowa.

Znowu fantastyczne stwierdzenie. Nowotwory generowane są przez produkty oksydacji olejów roślinnych i przez margaryny. Już wiemy, że tłuszcze roślinne to zuo odpowiedzialne za raka! Fu i tfu. Oczywiście są też inne przyczyny nowotworów, ale po co się nimi przejmować, skoro pani profesor twierdzi, że jednak przede wszystkim to te tłuszcze. A jak pani profesor doszła do tego zdania? Czy na podstawie badań epidemiologicznych, konsultacji z lekarzami czy może po prostu tak pani twierdzić, bo w demokracji każdy ma prawo twierdzić, co chce?

Kiedy postanowiłam w 2003 roku zająć się tym problemem, to na dzień dobry zebrałam ponad 300 publikacji na ten temat. Po trzech tygodniach postanowiłam odrzucić pisma branżowe z dziedziny technologii żywienia i żywności, ponieważ uznałam, że za tymi publikacjami stoją producenci. I zajęłam się tylko publikacjami medycznymi.

Kolejny świetny argument. George Ashkar uznał, że ciecierzyca włożona w dziurę wyciętą w nodze leczy wszystko. Witarianie uznają, że najważniejszym pożywieniem człowieka są enzymy, a homeopaci, że woda ma pamięć. Mamy więc już pewien zbiór teorii uznaniowych. Żadna z nich nie jest niestety oparta na faktach naukowych, czy mówiąc mniej dosadnie, na obecnym stanie wiedzy. Pozwolę więc sobie spytać: Poza teorią uznaniową, jaki jest dowód lub przesłanka na to, że artykuły autorstwa technologów żywności, pani kolegów po fachu, są efektem przekupienia autorów przez producentów margaryn?

Proszę też zachować w pamięci fakt, że pani profesor od tej pory korzysta tylko z artykułów medycznych. Będzie to istotne w dalszych przeglądzie wywiadu.

Nie jestem lekarzem, ale potrafię analizować szczegółowe dane, kojarzyć fakty, poza tym znam się na biochemii i to wystarczy. Stosuję dietę wysokobiałkową, co sprzyja aktywności mózgu.

To jeden z moich ulubionych fragmentów. W sumie po co kończyć studia medyczne? Wystarczy znać się na biochemii, kojarzyć fakty oraz stosować dietę wysokobiałkową, która pobudza umysł! Można też sobie zainstalować w mózgu ciecierzycę, aby wyciągała złe myśli.

A czy lekarze na pewno znają się na diecie, na wartości biologicznej żywności przechowywanej tygodniami i miesiącami?

A nie znają się? To czemu korzysta pani z artykułów medycznych? Bądź co bądź w dużej mierze są one pisane przez lekarzy (może nie szeregowych z przychodni osiedlowej, ale jednak lekarzy), którzy nie znają się na diecie i żywności.

Zapewne kompetencje lekarzy co do żywności i żywienia są podobne do moich kompetencji w zakresie leczenia.

Czyli biochemia, kojarzenie faktów i dieta białkowa jednak nie starczają? Trochę już się zaczynam gubić w tym wszystkim.

Zwłaszcza że w programie studiów medycznych przewidziano zaledwie kilka, może kilkanaście godzin dydaktycznych poświęconych diecie i dietozależnym schorzeniom metabolicznym.

Lekarze nic nie wiedzą o diecie, bo mają za mało dietetyki na studiach, ale pani wie bardzo dużo o gospodarce cholesterolowej w organizmie, bo skończyła pani kurs biochemii?

Komu będzie się chciało studiować zalecenia Duńskiej Rady Żywieniowej, a tym bardziej kilkaset anglojęzycznych publikacji?

No nie wiem… Pani się chciało. Może pani koledzy, technolodzy-dietetycy też będą mieli chęć przestudiować te materiały. Czy może też pani sugeruje, że nikt z polskiej kadry naukowej poza panią nie czytuje doniesień prasy zagranicznej?

Mam wrażenie, a bardzo chciałabym się mylić, że lekarze mają za zadanie generowanie zysków dla farmacji, a nie leczenie pacjentów.

A technolodzy mają za zadanie generowanie zysków dla przemysłu, a nie oferowanie konsumentom dobrych jakościowo i prozdrowotnych produktów. Serio. Koncerny nie po to zatrudniają technologów, żeby zbawiali świat, tylko po to, żeby wyprodukować jak najlepszy produkt (najsmaczniejszy, najbardziej odpowiadający konsumentowi) po jak najmniejszych kosztach.

Ponieważ lekarze niewiele wiedzą o żywności, tak bardzo podatni są na sugestie tzw. ekspertów, którzy za pieniądze reklamują szkodliwe dla zdrowia oleje i margaryny.

Tak, tak, spiski rządzą światem. To przykre, ale ja, jako student zaledwie, dostrzegam fakt, że mało kto, poza technologami żywności, zna się na wytwarzaniu i optymalnych warunkach przechowywania żywności. To się wydaje bardzo elementarna i prosta wiedza, ale jest taką tylko dla nas, technologów. Podobnie z medycyną – to co dla lekarza oczywiste, dla innych może być łamigłówką.

Dlatego, tak już podsumowując ten wywiad, bardzo pragnąłbym, aby pani profesor Cichosz podjęła dalej swoje badania, tworząc może jakiś interdyscyplinarny zespół. Technolodzy + lekarze. Nie każdy musi wszystko wiedzieć i większości zresztą się to nie uda. Warto jednak zachowywać zdrowy rozsądek i ważyć słowa, które się wypowiada, choć oczywiście „My chcemy masła a nie margaryny” brzmi lepiej niż „Istnieją podejrzenia, że margaryny wytwarzane w niektórych procesach technologicznych mogą być w większych ilościach szkodliwe”.

Wszystkie pogrubienia w cytowanych tekstach pochodzą od autora wpisu.

Jedna odpowiedź »

  1. W gazetce „Vita” lansuje sie prof. Krygier, tlumaczacy jakie to oleje i margasla sa zdrowe, a jak pamietam poprzednik prof. Pluty od technologii mleka mowil to samo o mleku i masle 😉

  2. @ Shigella

    Bo w ten sposób dochodzimy chyba do tej oczywistej prawdy, że wszystko jest zdrowe, byle w umiarze. Dla naszego organizmu najlepsza jest różnorodność. Ale współczesne media wymagają, aby podawać ostateczne remedia na wszystko. Bo jak by to wyglądało w gazecie, gdyby zalecać, że łyżka tego oleju dziennie i łyżka masła i jeszcze szklanka mleka, a smażyć najlepiej mało, ale jeśli już, to na kolejnym oleju itd. A tak masz jeden super zdrowy produkt do wszystkiego i się cieszysz 😛

  3. Profesor Cichosz nie jest pierwszym autorytetem, który próbowal rozwiklac zawiklana zagadke zywienia. Osobiscie nie wydaje mi sie, aby tluszcze pochodzenia roslinnego byly zdrowsze i blizsze natury anizeli te zwierzece. Tluszcze roslinne zostaly dopiero niedawno wprowadzone przez technologie, a przez pozostaly okres ewolucji czlowieka – obecnosc olejow roslinnych na taka skale jak obecnie byla by absurdem.

    Czytalem wiele publikacji i ksiazek na podobny temat, ale wszedzie sa jakies dziury i osobiste wierzenia autora. Pozostaje tylko logika – najzdrowsze jest pozywienie, do jedzenia ktorego wyewoluowalismy.

Dodaj komentarz